W życiu nie miałem łatwo. Kiedy byłem mały ludzie zaatakowali watahę w której mieszkałem. Zabrali mnie od matki a ją zabili. Szkolili mnie na psa. Ciągnąłem sanie z bardzo ciężkim ładunkiem. Kiedy miałem dwa lata sprzedali mnie do sani kurierskich. Tak przez pięć miesięcy kiedy tam pracowałem terroryzował mnie pies o imieniu Szpic. Szóstego miesiąca dokładnie trzynastego września w środę. Miałem go już dość i rozpoczęła się pomiędzy nami walka. Zabiłem go i stałem się przodownikiem zaprzęgu którym wcześniej był Szpic. Po roku służby sprzedano zaprzęg. Każdy jego członek trafił do innego pana. Mnie sprzedano człowiekowi którego nazywano Piękniś Smith. Był potworem. Zajmował się walkami psów. Co wieczór wypuszczał mnie na arenę i musiałem walczyć o swoje życie. Najgorsze było to że czasem musiałem zabijać braci- wilki. Cieszyłem się kiedy do jedzenia dostawałem chociaż skrawki mięsa ( zwykle nie dostawałem nic).
Kiedy miałem trzy lata sprzedano mnie Pięknisiowi. Byłem wtedy bardzo silny bo przez rok ciągnąłem sanie z ciężkim ładunkiem. Ale te walki jeszcze bardziej mnie wzmocniły. Pewnego dnia walka miła odbyć się w lesie. Piękniś przywiązał mnie do drzewa łańcuchem a na szyję założył kolczatkę. Ktoś odwiązał łańcuch wtedy zacząłem uciekać. Łańcuch owinął się wokół mojego ciała. Piękniś zobaczył że uciekam i zaczął do mnie strzelać. Kule trafiły mnie sześć razy. Kolczatka ciasno zapięta dusiła mnie. Nie mogłem nabrać powietrza. W końcu kolczatka i łańcuch sprawiły że każdy krok sprawiał mi ból. Moje łapy po przejściu podłogi z gwoździ ( Piękniś ułożył deski nabite
gwoździami abym nie uciekł ale po nich przeszedłem) krwawiły mocno. Szedłem z coraz większym trudem. W końcu dotarłem do jakiegoś terytorium. Czułem zapach wilków.
-To pewnie jakaś wataha. Na pewno są tu szczęśliwi.- Myślałem. Szedłem jeszcze kawałek ale w końcu straciłem przytomność. Nie dziwiłem się bo bez jedzenia szedłem prawie pięć dni. Nie miałem siły polować. Leżałem tam jakiś czas. Chyba dwa dni byłem nieprzytomny. Obudziłem się w jaskini. Leżałem na futrach i miałem zabandażowane rany. Po drugiej stronie na posłaniu leżała wilczyca. Ona była piękna. Myślałem że jest jej mężem ale powiedział:
-Kicze!Gratuluję! Jesteś w ciąży! Po raz kolejny będę wujkiem. Szkoda że twój mąż tego nie widzi. Przebrzydłe rysie. Czemu ten ryś go zabił?
-Nie wiem braciszku. No trudno. Kieł pomaga mi i uczy się na alfę.
-To ona nie ma męża i jest alfą?- Rozmyślałem. Nie miałem już łańcucha ani kolczatki. Nagle do jaskini wszedł młody wilk. Wyglądał na ważnego. Jego głos był dostojny i taki jak przystało na alfę:
-Matko idzie wojna Wujek Syriusz i jego żona wrócili z obchodu. Widzieli cztery watahy. Jedna nazywała się Wataha Białych Wilków kolejna Czarnych następna Szarych a ostatnia Czarnych Smoków. Wujowie Shady, Shadow, Owero i Morgan wrócili z polowania.
-Dobrze synu.- Powiedziała wilczyca.
-Merlin ty idź w góry po wodę uzdrawiającą a Bały Kieł... Kieł ty zbierz wszystkich zobaczymy ile wilków może walczyć.
-Dobrze mamo.- Powiedział i wyszedł. Nagle wbiegł szary wilk.
-Kicze!Kicze! Słyszałem. Ale jak to możliwe? Przecież Kazan nie żyje.- Wykrzyczał.
-A więc jej mąż miał na imię Kazan tak jak ja.
-Syriuszu. Uspokój się bracie tak powiedziała Sowa.
-No to prawda skoro ona tak powiedziała to tak jest. No w takim razie kto poprowadzi wojnę?-Zakończył.
-Syriuszu. Wojnę poprowadzicie ty i Biały Kieł. Pomożesz mu.- Powiedziała spokojnie.
-Dobrze siostro ty jesteś alfą. Ale masz rację że twoim następcą musi zostać najstarszy syn z pierwszego miotu. w rym wypadku Biały Kieł.
-Tak bracie ja nie mogę walczyć wy się tym zajmiecie. - Rozmawiali aż zauważyli że jestem przytomny.
-Witajcie jestem Kazan.
-Witaj ja jestem Kicze alfa Watahy Czernej Rzeki.
-Miło mi.- Odpowiedziałem.
-Należysz do jakiejś watahy?- Zapytała Kicze.
-Nie. Ludzie wybili moją watahę kiedy byłem mały.- Powiedziałem.
-Szkoda. Czy chcesz dołączyć do mojej watahy?
-Oczywiście. A czy jest coś do jedzenia?- Zapytałem.
-Tak. Syriuszu przynieś trochę mięsa. Ja też zjem w jaskini.- Powiedziała a Syriusz wybiegł. Po chwili wrócił razem z kilkoma wilkami niosąc dużego jelenia.
-Dziękujemy.- Odpowiedzieliśmy i zabraliśmy się do jedzenia. Ja się chyba w niej zakochałem. Byłem zakochany aż po uszy. Nie chcę być alfą ale ją kocham.
-Wygodnie Ci w mojej jaskini?
-Tak jest tu bardzo przytulnie.
-Dziękuję miło mi.
-Masz męża?
-Nie. Teraz nie ale miałam. Zabił go ryś. Miał na imię Kazan tak jak ty. Kiedy wydobrzejesz to pokażę Ci jego grób.- Popłakała się.
-Przykro mi. Nie płacz.- Powiedziałem i przytuliłem ją.
-Dziękuję Ci.- Powiedziała i wyszła z jaskini. Usłyszałem jak mówiła:
-Ten wilk jest członkiem naszej watahy.
I tak to było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz