Nie byłam dziś w humorze. Gdy usłyszałam o zaplanowanej walce, uśmiechnęłam się pod nosem.
''Nie samą... Przyjaźnią wilk żyje'' Pomyślałam, i udałam się na arenę.
Jerome już czekał.
Trząsł się jak osika, na pysku ciągle miał widoczną ranę zadaną mu przy ataku.
- Zaczynaj! - Warknęłam, zjeżyłam sierść, i odsłoniłam kły.
Jerome skoczył, ale ja wykonując pół obrót wywaliłam go na ziemię.
- Zdradziecka żmija - ryknął, próbując wykręcić się z uścisku.
Zacisnęłam zęby.
Wgryzłam mu się w kark.
Sam tego chciałeś - szepnęłam tajemniczo
Usłyszałam krzyki.
Koniec walki...
Burknęłam coś pod nosem, ale zeszłam z areny.
Jerome'go musieli reanimować i nieść na noszach.
(Kicze? Zakończysz?)
Wgryzłam mu się w kark.
Sam tego chciałeś - szepnęłam tajemniczo
Usłyszałam krzyki.
Koniec walki...
Burknęłam coś pod nosem, ale zeszłam z areny.
Jerome'go musieli reanimować i nieść na noszach.
(Kicze? Zakończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz